Akaki Popkhadze debiutując ze swoim francusko-gruzińskim filmem idealnie wpasował się w tematykę sekcji Festiwalu Mastercard OFF CAMERA – „Oko za oko”. Jego debiutanckie dzieło jest podręcznikowym przykładem ukazania motywu zemsty w kinematografii i to na wielu płaszczyznach. W ukazanej przez niego Nicei zemsta dosięga każdego, nawet bogobojnego chłopaka, który lada moment chce pójść do seminarium i szkolić się na prawosławnego duchownego.
„In the Name of Blood” ma niesamowicie dobre otwarcie. Wyciągnięte niczym z filmów Guya Ritchiego, zarówno pod kątem technicznym jak również rezonującym dokładnie takim klimatem jak w produkcjach Brytyjczyka. Wykorzystanie odpowiedniej dynamiki w połączeniu z zabawą konwencją i muzycznymi wstawkami sprawia wrażenie jakbyśmy mieli zaraz zobaczyć kolejną wersję „Lock, Stock and Two Smoking Barrels”, „Snatch”, albo „RocknRolla”. Idąc dalej w sferę inspiracji, nie sposób nie dostrzec w motywie zabójstwa z pierwszego aktu filmu motywów czysto wyciągniętych z filmów Braci Cohen. To właśnie przypadek napędza lawinę wydarzeń, które ciągną się za bohaterami filmu Popakhadze i to właśnie ten oraz kolejne przypadki tworzą i napędzają akcję w „In the Name of Blood”.
Tristan (Florent Hill), jest poukładanym, spokojnym i młodym, pełnym wiary mężczyzną. Żyjąc w Nicei wraz z rodzicami emanuje pozytywnymi cechami i dobrocią serca, a nawet gdy dowiaduje się o brutalnej śmierci ojca, nie chce od razu przechodzić do działania. Jego starszy brat – Gabriel (Nicholas Duvauchelle) na pogrzeb przyjeżdża po długoletniej rozłące prosto z rodzimej Gruzji. Relacja braterska jest niesamowicie poprowadzona przez twórców zarówno w kwestii scenariuszowej, jak i samej gry aktorskiej obu z nich. Chemia, jaką postacie mają na ekranie jest na bardzo wysokim poziomie, a ich kolejne przygody ogląda się z zaintrygowaniem.
Guillaume Ferran skomponował ścieżkę dźwiękową do filmu i powiedzieć, że wykonał świetną pracę to jak nic nie powiedzieć. Współpracując przy „In the Name of Blood” kompozytor postawił na muzykę klasyczną i to z dużym naciskiem na partie smyczkowe i fortepianowe. Muzyka zwiększa dramatyzm akcji, a w kluczowych dla fabuły momentach dyktuje kolejne zdarzenia poprzez doskonały montaż, który Mathieu Toulemonde wykonał perfekcyjnie. Scenografia (Thibault Pinto) i kostiumy (Tiphaine Ressort) oddają ducha nicejskiej wielokulturowej społeczności w znaczny sposób podkreślając brudne i brutalne oblicze miasta na południu Francji.
„In the Name of Blood” to kino zemsty z świetnie prowadzoną narracją i ponadprzeciętnie napisanymi postaciami. Aspekty techniczne filmu podnoszą jego końcowy odbiór w sposób znaczny co sprawia, że jest to jedna z ciekawszych propozycji ostatnich lat w tym filmowym gatunku.
Marcin Telega