„Sister Midnight” – produkcja odurzająca, pulsująca rytmem mumbajskiego krwiobiegu oraz kinetycznym rytmem i brzęczeniem metalowych bransoletek. Pełna werwy, z elektryzującą kreacją Radhiki Apte, która przechyla szalę w stronę eksperymentalnej postmodernistycznej formuły, wspinając się swoimi sekwencjami slapstickowymi na wyżyny absurdu.
Reżyserski debiut Karana Kandhariego, indyjskiego scenarzysty i reżysera pochodzącego z Londynu, zabiera w parną nocną podróż po ulicach Mumbaju, pod rękę z równie impulsywną, co rządną choćby przebłysków życia, główną prowodyrką całego tego zgiełku – Umą.
Niewiasta przybyła do miasta na zaaranżowane małżeństwo z Gopalem – swoją pierwszą, społecznie niezręczną, dziecięcą miłością. W nowy rozdział życia występują jednak bez instrukcji obsługi relacji romantycznych i rozpalania ogniska domowego – nawzajem się jedynie parząc (– Kiedyś byłeś taki wrażliwszy! – Miałem wtedy osiem lat, widzieliśmy się dwa razy w życiu!). Sekwencje docierania się świeżo upieczonych, niczym chrupiące samosy, małżonków należą do tych najbardziej budujących komedię absurdu i omyłek w filmie. Od konsumpcji związku poprzez szybki uścisk dłoni poprzez tutorial nieomylnej sąsiadki na przepis na miłość (Faceci są ciemni – daj dla takiemu chilli i sól a zje wszystko. Pokrój warzywa na duże kawałki to pomyśli, że pojadł. Nauczyłam się podstaw resztę musisz zmyślać).
Nie odnajdując się w roli gospodyni domowej, pragnąc jednocześnie oddechu od duszącego baraku mieszkania jak i relacji, poszukuje przestrzeni (oraz pracy) poza domową rutyną i społecznym uciskiem ram, w które ani myśli się wpisywać.
Wkrótce jednak niezaspokojony, wielopłaszczyznowy głód Umy przybiera niepokojąco dosłowną formę, prowadząc do niewytłumaczalnych i nienaturalnych apetytów. Film zaczyna nam literalnie „krwawić”, ze zręcznością mieszając rejestry kina gatunkowego, horroru oraz good for her movies. Przyprószony nutką surrealizmu, ten gatunkowy zjazd w stronę osobistego chaosu wykorzystuje absurdalność deadpan komedii i łączy ją z horrorem typu creature feature.
Kandhari niezwykle trafnie nawiązuje do koncepcji monstrualnej kobiety wystosowanej przez Barbarę Creed – protagonistka staje się coraz bardziej nieobliczalna, ale wyraźnie zdrowsza po poddaniu się swoim najautentyczniejszym impulsom.
Wyzwolenie z jarzma patriarchalnego wpisywania się w rolę podporządkowanej kobiety, przedstawia bohaterkę jako wyemancypowaną jednostkę na ścieżce samopoznania.
Bowiem właśnie prawdziwym sercem pompującym cały ten krwioobieg stanowi postać samej fenomenalnej Apte, która jako Uma gra postać ekscentrycznie nieprzewidywalną. Jej przemiana w krwiożerczą istotę nie jest pełna uwodzicielstwa i tajemnicy, jak to zwykle bywa w kinie – to raczej zabawna opowieść o przetrwaniu, praktyczności i osobistej ciekawości.
Za każdym razem, kiedy Uma siedzi lub stoi w centrum kadru w milczeniu (a sekwencje „stania i patrzenia” – nie do podrobienia!), rozważa, zanim nagle ruszy do działania – czy to kradnąc las doniczek, czy obserwując bezpańską kozę na ulicy. W każdej chwili Apte prezentuje to samo niezmienne spojrzenie i pierwotną koncentrację, po czym bez zawahania przechodzi do czynu, gdy osiąga punkt wrzenia.
Kandhari i Apte wspólnie tworzą w postaci Umy wspaniałą, pełną wisielczego humoru bohaterkę w stylu final girl. Mit domowej bogini i matrony ogniska domowego zostaje tu kompletnie obalony, a dom pełni rolę źródła dysonansu zamiast spokoju i stabilności. Drobna postać Apte skrywa ogrom frustracji, przekazywanych szeroko otwartymi oczami, coraz bardziej zirytowanymi westchnieniami i z pozornie opanowanym głosem – kontrastując i akcentując jej ciało oraz sposób mówienia. Uma wyraża swoje potrzeby i pragnienia wprost – zarówno te przyziemne, jak i fantazje o świecie bez mężczyzn, dzielone z koleżankami z odwagą i buzującą wściekłością. Choć przerażona nocami, których nie pamięta, i zmianami w swoim ciele, nie pogrąża się w strachu czy zaprzeczeniu – raczej akceptuje sytuację i adaptuje się, balansując między zagubieniem a pragmatyzmem. Cała podróż Umy w „Sister Midnight” jest warta przeżycia, a występ Apte to jeden z głównych powodów, by po ten film sięgnąć.
Po premierze w sekcji „Directors’ Fortnight” na Festiwalu Filmowym w Cannes w 2024 roku i pokazach m.in. w Dublinie i Londynie, szeroka dystrybucja filmu daje szansę kolejnej doskonałej kobiecej historii grozy trafić do szerokiej publiczności. „Sister midnight” zdaje się stanowić produkcję kompletną w swojej postmodernistycznej przegiętej formule. Zabawa konwencją gatunkową oraz mieszanie stylów i rejestrów stanowi tym samym obłędną postmodernistyczną ucztę (z nutką chilli!). Dla osób, które prób sują znaleźć sposób, by odkryć swoje pragnienia bez ryzyka, że tłum z widłami zapuka do ich drzwi.
Karolina Zdunek