Co łączy „Hannibala”, „Urodzonych morderców” i „Pułapkę” z Patrickiem Wilsonem, której projekcja odbyła się na 17. Mastercard OFF CAMERA? Rzecz jasna przystojni i charyzmatyczni główni bohaterowie, którzy uwodzą widzów na całym świecie w zamian za co ci są zdolni wybaczać im najgorsze przestępstwa. Czy aby na pewno jest to moralne?
Ostatnio debata w sprawie obsadzania przystojnych aktorów w rolach psychopatów i morderców rozgorzała ponownie po premierze serialu „American Crime Story: Zabójstwo Versace” z Darrrenem Crissem w roli Andrew Cunanema oraz filmu „Podły, okrutny, zły” w reżyserii Joe Berlingera, w którym Zac Efron wcielił się w rolę Teda Bundy’ego. Rodziny i przyjaciele ofiar zaczęli wyrażać głośny sprzeciw przed romantyzowaniem morderców. Niepokojące również było, gdy w Halloween po premierze „Dahmera” wiele osób ubrało się w charakterystyczne okulary i uczesało specyficzną dla niego fryzurę. Nie jest to jednak nowy trend, choć bardzo często powielany. Widzieliśmy już to w „Upadku”, gdzie w mordercę wcielił się Jamie Dornan, „Hannibalu” z Madsem Mikkellsenem czy Michaelem C. Hallem w roli „Dextera”. I choć ta praktyka, stara jak świat, sięgająca „Bonnie i Clyde” (1967), to jednak Woody Harrelson i Juliette Lewis zostali wybrani najmniej romantyczną parą w historii kina, za sprawą filmu „Urodzeni mordercy” od premiery którego 26 sierpnia 2024 mija dokładnie 30 lat.
Za pierwowzór scenariusza odpowiada Quentin Tarantino. Napisał on ponad trzystustronicowy skrypt „Open Road”, który później został podzielony na dwie części – „Prawdziwy romans” (wyreżyserował go Tony Scott) oraz „Urodzeni mordercy”, którego realizacją zajął się Oliver Stone, zmieniając swoją część na tyle, że Tarantino jest wymieniany jedynie jako twórca opowieści a nie samego scenariusza. Osobiście uważał zresztą, że jego pomysł został zmieniony na dużą niekorzyść. Angielski tytuł, czyli „Natural Born Killers”, pochodzi od określenia użytego przez Trumana Capote w jego sławnej powieści „Z zimną krwią”.
Wiele scen, które nakręcono nie zostały uwzględnione w ostatecznej wersji filmu, ponieważ zostały uznane za zbyt brutalne, jednak i tak film wywołał całą masę kontrowersji, ponieważ podobnie jak w „…Zabóstwie Verace” oraz „Podłym, okrutnym, złym”, filmowi Mickey i Mallory byli inspirowani prawdziwymi mordercami – Charles’em Starkweatherem i Caril Fugate, którzy w 1958 dokonali w Ameryce masowych mordetstw. Obsadzenie Woody’ego Harrelsona oraz Juliette Lewis oraz opowiedzenie w romantyczny sposób historii „Urodzonych morderców” zaburzyło w odbiorcach poczucie dobra i zła. Udokumentowano, że po obejrzeniu filmu wielu młodych ludzi, chcąc być niczym Mickey i Mallory dokonało wielu masakr, morderstw oraz przestępstw. Jedna ze zbrodni dotyczyła przyjaciela Johna Grishama. Gdy prowadzono casting do filmu „Czas zabijania” na podstawie jego powieści, Grisham wyraził sprzeciw, by Harrelson zagrał w tym filmie. I tak rola Mickey’ego przyniosła Harrelsonowi (podobnie zresztą jak Juliette Lewis) zarówno rozgłos, jak i potępienie w filmowym środowisku. Jego angaż nie był jednak od początku oczywisty. Rozważano także Michaela Madsena oraz Brada Pitta. Pierwszego odrzucili, ponieważ potrzebowali kogoś bardziej znanego w tamtym momencie, drugi sam zrezygnował ze względu na Juliette Lewis, z którą był wcześniej związany.
Debata nad kwestią portretowania przestępców jest ciągle otwarta. Świat kina chętnie sięga po te historie ze względu na tajemnicę, dreszcz emocji, ale także fascynację samymi mordercami, którzy nierzadko wykazują się ogromną charyzmą. Wydaje się jednak, że zbyt mało uwagi na etapie koncepcji oraz późniejszej promocji filmu poświęca się możliwym skutkom społecznym. Kino ma olbrzymią moc oddziaływania i nie należy o tym zapominać.
Kinga Majchrzak
fot. kadr z filmu „Urodzeni mordercy”, materiały promocyjne dystrybutora